Istnieje wiele bajek o smokach i ich pogromcach. Większość z nich wywołuje wątpliwość, co będzie robił pogromca, kiedy zabije ostatniego smoka? Czy będzie musiał się przekwalifikować i czy poradzi sobie
w życiu ?

Na fali bajkowych czytanek i doświadczeń z uzwiązkowionych organizacji można wysnuć następującą teorię: związkowcy są pogromcami smoków z wszystkimi tego stanowiska przywilejami i niebezpieczeństwami.

Związki zawodowe w firmie są teoretycznie bardzo korzystnym tworem dla kadry zarządzającej, bo są reprezentacją pracowników i manager nie musi prowadzić dyskusji z całą załogą tylko z jej zrzeszonymi reprezentantami. Z punktu widzenia pracowników związki są powołane do dbałości o ich interesy.
To oczywiście prawda taka sama jak to, że politycy naprawdę dbają o interesy wyborców a księżniczki są zawsze piękne. Wracając do smoków i ich związków.

O sile organizacji związkowej świadczy ilość jej członków. Siła związku oznacza wagę argumentów jego przedstawicieli w negocjacjach z pracodawcą. To świetnie dopóki negocjuje się sprawy wynagrodzeń pracowników lub blokuje zwolnienia grupowe, ale co się dzieje, jeśli negocjuje się wynagrodzenie przewodniczącego związku, zwolnionego z obowiązku świadczenia pracy, albo właśnie należy podjąć decyzję czy przewodniczącemu wypada jeździć Fabią 1.4 czy raczej dwulitrowym Golfem na koszt pracodawcy?
W imię Golfa warto zadbać o ilość członków! A skąd biorą się członkowie związku budujący jego siłę? Do związku wstępuje się z problemem, bo związek problem rozwiąże. Czy na pewno? Właśnie tu najlepiej widać rycerskość związkowców.

Przewodniczący związku może zapomnieć, co jest jego zawodem, bo jeśli ma poparcie związku nigdy nie zostanie zwolniony i nigdy nie będzie musiał wykonywać obowiązków zawodowych. Są związki, w których przewodnictwo się dziedziczy z ojca na syna albo zięcia. No i te problemy – im pracownicy mają mniej problemów tym mniej chęci do płacenia składek i angażowania się w działalność związkową przejawiają. Firma bez problemów, logicznie rzecz biorąc, nie jest miejscem dla związku zawodowego a bez związku nie ma darmowego Golfa, biura i sekretarki.

Dlatego racjonalny pogromca lub związkowiec hoduje smoki, aby uzasadnić swoją obecność w firmie. Wiele prób prywatyzacji zakończyło się niepowodzeniem z powodu wygórowanych żądań w zakresie zachowania miejsc pracy lub pakietów wynagrodzeń wysuwanych przez związkowców.

Niedoinwestowanie tych podmiotów prowadziło w okresie 6 do 18 miesięcy po wycofaniu się inwestora
z rozmów, do co najmniej kryzysu a w często do upadku i zwolnienia całości załogi. Symptomatyczne jest, że tuż przed zamknięciem zakładów uzwiązkowienie sięgało 90% pracowników fizycznych.

Nie wolno zapominać o jeszcze jednym podobieństwie smok i pracodawca ma równie ograniczoną paletę rozwiązań do wyboru. Smok może wykorzystać wielkość lub uciec, pracodawca dostaje właśnie do ręki broń ostateczną tzw. lokaut może z niej skorzystać i zamknąć firmę lub poddać się.

To i tak nierówna walka, związki mają do dyspozycji wszelkie prawne i pozaprawne środki (akcje protestacyjne, strajki, akcje medialne itp.) natomiast większość działań pracodawcy ogranicza prawo lub interes firmy. Trudno wyobrazić sobie prezesa firmy skarżącego się prasie na swoich związkowców, natomiast związkowcy chyba nigdy nie przepuścili okazji zareklamowania swojej obecności w firmie.

Pogromca smoków i związkowiec działają w majestacie prawa, są wynagradzani i specjalistycznie wykwalifikowani a przy tym każdemu z nich zupełnie się nie opłaca być dobrym w tym, co ma robić.

Autor: Stefan Kowalski
Firma: FPA Group